Następny dzień. Obudzona głośnym hałasem, wyskoczyłam z łóżka
z bolącą głową. Pobiegłam w miejsce, z którego dochodził ten dźwięk. O dziwo
był to salon. Chłopaków, ani nikogo na pierwszy rzut oka nie było. Myliłam się,
stało tam trzech mężczyzn. Ten pośrodku wyglądał mi znajomo, a ci dwaj za nim
to prawdopodobnie jego słudzy. Wiem! To
był mój ojciec. Widziałam go już na ‘polu bitwy’. Sprawiał wrażenie miłego.
Spokojnie podszedł do mnie, ja nie wiem
czemu nie mogłam się poruszyć. Pogłaskał mnie po włosach. Powiedział coś o
„drzewu życia”, które umiera i muszę je ratować. Poczułam wszechobecny bul.
Na szczęście był to tylko sen. Wydawał się bardzo rzeczywisty, więc
wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do salonu. Na szczęście wszystko było w
porządku. Chłopaki tylko się na mnie dziwnie popatrzyli. Spojrzałam na swoje
ubranie. Było całe w ziemi i krwi. Zdziwiłam się.
- Co robiłaś w nocy? – Spytał zaniepokojony Tao.
- Spałam. Nie wiem co to jest. – spojrzałam na swoją koszule
nocną. – jak ja to spiorę?!
- Idź się przebierz i daj mi ją. Spróbuje coś zaradzić. –
D.O. wskazał na drzwi od pokoju.
Oczywiście posłuchałam. Jak co najmniej pół godziny
siedziałam wraz z D.O. nad spraniem tej plamy jakby wszystko wróciło do stanu z
przed mojego ‘wtargnięcia’. Lu han bawił się kostką Rubika, Xiumin i Kris grali
w statki, Lay i Kai zajmowali się swoim hobby czyli tańcem, Tao wraz z Se
Hun’em oglądali na tablecie film, sądząc po ich reakcjach chyba komedię.
Baekhyun, Chen i Chanyeol grali w Quiz. A SuHo siedział w kącie na fotelu i
czytał gazetę. Jednak chwile później wszystko się zmieniło. Jednocześnie
wszyscy spojrzeli na moją sylwetkę, która właśnie weszła z powrotem do pokoju.
Na ich twarzach malowało się zmartwienie. Usiadłam na kanapie próbując sobie
cokolwiek przypomnieć. Zaczęłam sądzić, że mój sen mógł być prawdziwy. Czyli nie spałam tylko wyszłam z dormu?
O moich przypuszczeniach poinformowałam siedzących już przy mnie chłopaków.
- Nie chcieliśmy Cię zbytnio martwić więc wcześniej tego nie
mówiliśmy, ale biorąc pod uwagę taki obrót spraw… - SuHo zaczął, ale przerwałam
mu
- nie gadaj tylko powiedz, szybko – moja mina była
jednoznaczna
- Twoja mama widziała przyszłość, jak i czuła co się dzieje.
W pewien sposób była powiązana z drzewem. Jakby mu się coś stało lub co gorsza
przestało istnieć to ona wraz z nim. Oto cała historia. Nie tylko my widocznie
mamy głębokie powiązanie z EXOplanet. – skończył swoją wcześniejszą opowieść,
poczym ja wstałam i tak jakby z niczego upadłam na podłogę. Pod wpływem emocji
po prostu straciłam równowagę. Jednak Lay sądził, że to przez drzewo, które
upada.
***
Leżałam na zimnym marmurze, nie znanym sobie wcześniej.
Podniosłam się jednocześnie łapiąc się za mocno bolącą głowę. Skądś kojarzyłam
to miejsce, ale nie mogłam sobie
przypomnieć z kąd. Miejsce było wypełnione światłem księżyca w pełni jak
później zauważyłam na niebie były ich dwa.
To nie mogła być w żadnym razie Ziemia. Było tam zbyt pięknie i
spokojnie. Jeśli biorąc pod uwagę to, że na ziemi nie ma takiego rodzaju
kwiatów, bo jak zdążyłam zauważyć, był to ogród prawdopodobnie królewski.
Przede mną była wielka fontanna wykonana z białego kamienia. Wyglądała na
starą. Miała na każdym z dwunastu ‘wyjść’ wody inny znak, takich samych jak
atrybuty chłopaków. Ja siedziałam na ławce przed nią. Wstałam i udałam się
dalej w głąb ogrodu. Pięknie wyglądał, coraz to nowsze kwiaty odkrywałam idąc
coraz dalej. Dotarłam do miejsca, w którym nie było prawie światła. Oświetlało
to miejsce niewielkie drzewko lśniące własnym blaskiem. Czułam, że to jest ta roślina o którą
powinnam walczyć. Chciałam zrobić dla niej wszystko już od samego patrzenia.
Miłość do niego chyba jest dziedziczna. Zostałam zniewolona w pewien sposób.
Jednak z rozkojarzenia wyrwała mnie osoba, która właśnie weszła pod zadaszenie.
Nie było widać twarzy, ale zauważyłam tatuaż na nadgarstku przedstawiający
Greckie litery alfa i omega wpisane w jeden znak. Ta osoba chyba mnie nie
zauważyła, ponieważ nie zareagowała na moją obecność. Dosypała coś do gleby, z
której korzystało drzewo. Chciałam temu zapobiec, lecz nie byłam tam
materialna, przez co niczego nie mogłam dotknąć lub poczuć niczego co mnie otaczało.
***
- Mina?! Nic Ci nie jest? – usłyszałam wołania chłopaków z
‘góry’. Otworzyłam przerażona oczy i natychmiast się podniosłam mówiąc.
- Drzewo umiera, jest słabe musimy temu zapobiec. Pomóżcie
dostać mi się na EXOplanet. Natychmiast. – poruszona potrzęsłam stojącym
najbliżej mnie Chanyeol’em.
- Spokojnie. Nie mamy wstępu na planetę bez portalu. A ich
się szuka wieki. – Chen się wymądrzył.
- Ja mogę nas prze teleportować. - Kai chciał być pomocny
- Nie dasz rady na taką odległość i na inną planetę. Nie
pamiętasz szkolenia? – Xiumin położył rękę na jego ramieniu
- Tak, pamiętam. Tylko nie wytrzymam dłużej tego, że nie mogę
zrobić nic pożytecznego. – Kai spuścił wzrok.
- Potrafisz. Jeśli chcesz to poszukaj jakiegoś portalu
najbliżej nas. – podeszłam do niego i pomasowałam po bicepsie.
Wcześniej nie wiedziałam, że wśród tłumu otaczających mnie
chłopaków nie ma Kris’a. Zauważyłam dopiero gdy wszedł, a raczej wbiegł do pokoju
z jak się później okazało, jakąś starą mapą w ręce. Powiedział, że ona pokazuje
portale kiedy znajduje się blisko nich. To nie było zbyt pomocne zwłaszcza, gdy
trzeba przejść każdy zakamarek miasta, ale było wiadomo, że chociaż jeden jest
w Seulu. Pisało na jej odwrocie: „Tam,
gdzie ludzi pełno jest, przejście znajdziesz też.” Uznaliśmy, że podzielimy się na grupy i
przeszukamy najpierw najludniejsze miejsca. Podzieliliśmy też miasto na
‘sektory’, by nikt nie szukał w tym samym miejscu co poprzedni. Nie tylko mapa
mogła pokazywać portale, ale „ktoś kto posiada dar” czyli chłopaki mogą go
zobaczyć. Mi się dostała mapa, jedynie ja nie mogłam go zobaczyć z naszej
‘paczki’. Grupy były wybrane przez lidera, głównie przez to, że Baekhyun i Lu
han mieli problem z kim iść. Lu han szedł z Se hun’em, Chen i Baekhyun i
Xiumin’em, Tao wraz z Krisem, Chanyeol i Suho, Lay z Kai’em , a ja z D.O.
Szczerze, chyba SuHo wiedział o mojej słabości do Kai’a jak i również do Lay’a
więc przydzielił mnie do kogoś neutralnego. D.O bardzo lubiłam za to, że był
mego kochany jak i również mogłam mu zaufać, był najlepszym przyjacielem na
jakiego mogłam trafić. Zawsze odkąd pamiętam, gdy go o coś pytałam, odpowiadał
szczerze. Nie mógł mnie okłamać. Więc wybraliśmy się tuż po obiedzie, na co
nalegali chłopaki, ale później mieliśmy szukać po zmroku i późno w nocy.
Aktualnie była 2000, a ja dalej błądziłam po 1/6
części Seulu wraz z D.O. Miło spędzaliśmy czas przez to, że aktywnie
rozmawialiśmy. Dowiedział się o moim uczuciu do Kai’a, i o tym, jaki miałam
kłopot z rozróżnieniem którego kocham, a jakiego tylko lubię. Wiedziałam, że
nikomu nieautoryzowanemu tego nie powie. Gdybym miała jakiś zanik pamięci
mogłabym wziąć go i Lay’a za braci, a Lay’a przez to, że jestem bardzo do niego
podobna charakterem.
- Skoro nie możecie mieć, kogoś bliskiego w ten sposób, to
jak przekażecie wasz dar? – zapytałam zaciekawiona słowami sprzed kilku dni
Kai’a.
- My nigdy nie umrzemy z przyczyn naturalnych. Filary o to
dbają. Prawie każdy z nas spotkał się już ze swoją miłością, ale odtrącił ją
dla powszechnej sprawy i dla nas. Przecież, każdy z nas jest potrzebny, a my
tylko razem się dopełniamy. Jeśli go kochasz tak naprawdę to pozwól mu służyć.
– D.O. popatrzył się na mnie oczami, wypełnionymi łzami.
- Wiem, ale nawet nie wiesz, jak jest trudno. Ktoś kogo
kochasz może Cię zabić wielkością swojej mocy. Dlaczego nie uczyliście się nad
nią panować? – wpadłam na to spontanicznie i natychmiast spojrzałam w jego
kierunku oczekując odpowiedzi.
- Wiesz, ja też miałem osobę bliższą. – Chłopak niemal przez
łzy to powiedział.
- Opowiedz, proszę. Ulży Ci.
– uśmiechnęłam się pogodnie, kładąc rękę na jego ramieniu.
- Arraso. – kiwnął głową – Nazywała się Meg. Żyła jeszcze
za czasów naszej ‘przemiany’. Poznałem ją nad potokiem, gdzie uczyłem się jak
bez poruszenia lub uszkodzenia przejść po kamieniach nad wodą. Brzmi
zwyczajnie, ale one były podnoszone i trzymane przez mnie. Ona zobaczyła jak
sobie nie radzę, i chciała pomóc. Uczyła mnie delikatności przez kilka lat. Wiem
to dużo, lecz ja nigdy nie musiałem być delikatny w stosunku do natury. Moja
rodzina była rzemieślnikami. Zbliżyłem się do niej, a ona do mnie. Kiedy
chcieliśmy być sobie bliżsi i kochaliśmy się, ona po prostu stała się skałą.
Nie oddychała. Od tamtej pory zostaliśmy zesłani na wyspę, na której mieliśmy
dokończyć szkolenie. Nie uczyliśmy się tam okiełznania w ten sposób mocy, bo
dostaliśmy zakaz zbliżania się bliżej do kogokolwiek. Oto cała moja historia.
- Chincha? To smutne. Musiałeś przejść piekło. Teraz rozumiem
co czuł wtedy Kai. Chciał mieć mnie bliżej, ale może się nie powstrzymać. Nie
będę go w żaden sposób prowokować do tego. Dziękuje, że chciałeś mi powiedzieć.
– uśmiechnęłam się ciepło
- Teraz najważniejsze jest znalezienie portalu. Trzeba znaleźć
twoją mamę, a naszą królową. – zmobilizował się w jednej chwili.
Dotarliśmy do najbliższej budki z jedzeniem, która był
jeszcze otwarta i w końcu coś zjedliśmy.
Siedziałam gapiąc się w mapę w pobliżu budki, jedząc ciastko trzymane w
drugiej ręce. Myślałam, że coś pominęłam, lecz wszystko wyglądało tak samo. D.O
zajadał swoją porcje w ciszy, by mi nie przeszkadzać. Jeszcze nie dojadłam, gdy
usłyszałam znajomy dźwięk. To byli chłopaki z innej grupy ‘badawczej’. Kai i
Lay, którego chyba mdliło od tej teleportacji, a sądzę tak ponieważ prawie
zwymiotował po ‘wylądowaniu’.
- Co wy tu robicie? – zszokowana ich widokiem i ‘chorobą’
Lay’a podbiegłam do nich z mapą w ręku.
- Dostaliśmy powiadomienie, że coś się tu dzieje. Jak widać
chyba daliśmy się nabrać. – Kai odpowiedział czule patrząc mi w oczy.
Uśmiechnęłam się.
- A..Ale tu jest wszystko w porządku, kto wam to wysłał? –
nadal pochylałam się nad Lay’em pomagając mu cokolwiek wykrztusić.
- Jakiś nieznany numer. – Lay wreszcie się podniósł
- Wy odbieracie w ogóle od kogoś takiego? Myślałam, że macie
zapisane wasze numery.
- Bo mamy, ale przecież możemy pisać od kogoś, z resztą byłaś
podpisana. – Lay pokazał mi wiadomość.
- Oczywiście, od razu przybiegliście na pomoc. – D.O. żuł
jeszcze resztkę kolacji.
- Jest dla nas ważna to biegniemy na pomoc. – odparli jak chór.
Zarumieniłam się. Po chwili, jednak zdarzyło się coś o czym
nigdy bym nie pomyślała. Usłyszałam głośny huk, a po nim jakby odgłos strzałów.
Kai nie przemyślawszy tego dokładnie, posłuchał Lay’a, który kazał zabrać mnie
z daleka od tego zgiełku. Jednak ja jakimś cudem spojrzałam mu prosto w oczy
łapiąc go za ramię i ciągnąc na duł. Dzięki mnie uniknął strzału prosto w
głowę. Potem zaciągnęłam jego ciało uderzone odłamkiem spadającym z walącego się
budynku do najbliższego zakamarka by móc się nim zająć. Z wielkim trudem mi to
szło, ponieważ nie był osobą szczególnie lekką. Jednak mi się to udało.
Położyłam jego głowę na swoich kolanach przytrzymując miejsce, w które został
zraniony. Siedziałam tam wołając na pomoc Lay’a, lecz nikt mnie nie słyszał
przez wszechobecny chaos. Płakałam. Załzawionymi oczami popatrzyłam na niego.
Pocałowałam w czoło, mój pocałunek sprawił, że chłopakowi zagoiła się rana w
tym samym miejscu. Zważając na to moje usta poczuły każdą jego ranę, gojąc ją.
Nawet nie myślałam wtedy, o tym, że nie posiadam jakiegokolwiek daru. Liczyło
się tylko to, że pomagam mu. Jakieś dziesięć minut później chłopak ocknął się.
Widząc co takiego robię uśmiechnął się przez zranioną część ciała. A mianowicie
jego głowa był najbardziej poszkodowana. Na koniec postanowiłam się nią zająć.
Kai zamkną oczy, ja nie zauważyłam tego, że się obudził. Pocałowałam go
najpierw w czoło, potem w policzek, a na koniec w usta nie mogąc się
powstrzymać. Odwzajemnił go. Z wielkim zdziwieniem, ale nadal chciałam go
odwzajemnić. Nasze usta spotkały się w namiętnym pocałunku. Przez nasze ciała przelewały się uczucia.
Wyrwał nas z niego chwilę później odgłos krzyków D.O, który szukał naszych
osób. Odsunęliśmy się od siebie, zaczęliśmy odkrzykiwać. Niedługo musieliśmy
czekać jak pojawi się. Lecz stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Mój
ojciec wyłonił się z cienia. Rzucił w
naszą stronę czerwoną, niedużą kulkę. Rozpadła się ona, a z jej wnętrza
wypłynął tego samego koloru płyn, który w zetknięciu się z powietrzem zamienił
się w dym. Otoczył nas poczym poczułam znajomy dźwięk pstryknięcia. Jednak Kai
za późno zareagował i wylądowaliśmy bardzo daleko jak się wydawało od domu.
Otaczała nas bujna roślinność i zwierzęta. Wtuliłam się w chłopaka, który
wyraźnie wiedział gdzie jesteśmy.
- Kai. Widzę, że wiesz co to za miejsce, powiedz. – dalej
wtulona w jego tors zapytałam nieco zaniepokojona
- Kochana, jesteś u siebie. – uśmiechnął się wdychając
głęboko powietrze do płuc.
- Czyli to jest EXOplanet? Jakim cudem? – nagle puściłam go
patrząc w jego ciemne oczy. – Gdzie reszta chłopaków?
- Jak ja zmieniłem planetę to oni też. To niepisana zasada.
Pamiętasz, jak ja obudziłem się na Ziemi to reszta też. To był właśnie portal.
– wstał wyciągając do mnie rękę.
- Ale gdzie oni w takim razie są? – zapytałam łapiąc go za
dłoń i wstając z ziemi.
- Nie wiem, ale jestem pewien, że siebie znajdziemy. Mamy
miejsce gdzie, zawsze idziemy, kiedy się rozdzielamy. To nasza komnata filarna.
– chłopak na chwile zaniemówił
Po zapytaniu się go, gdzie się ona znajduje. Odpowiedział, że
EXO zawsze teleportowało się do środka, a drzwi były zawsze zamknięte. Klucz
miał tylko potomek „strażnika darów”. Musieliśmy go znaleźć, lecz nie
wiedzieliśmy nawet jak on wygląda. Tą informacje wiedział Xiumin, którego
budzono zawsze, by przedstawić mu potomka. A nie mieliśmy do niego dostępu.
Dowiedziałam się wtedy o jeszcze jednej bardzo ważnej rzeczy. Chłopaki
posiadali moc telepatii, dzięki temu, że związali się zaklęciem „WE ARE ONE”.
Miało to połączyć ich umysły na tyle, by wiedzieli o sobie wszystko. Tylko
uczuć innego nie mogli odczuć. Skoro znali się, aż tak dobrze to, dlaczego
nie wiedzieni o jego słabości do mnie? To pytanie nasuwało się mi na myśl zawsze
jak próbowałam zasnąć. Szczerze mówiąc nie zmrużyłam oka przez co najmniej dwie
noce.
W ten czas patrzyłam jak Kai sobie słodko śpi na łóżku w
domu, który został niedawno opuszczony na co wskazywały ilości zapasów
zgromadzone w spiżarni ów chatki. Była
niewielka, drewniana, i niezwykle przestrzenna, co na pierwszy żut oka byłoby
niemożliwe. Zmieścilibyśmy się w niej wszyscy nasi przyjaciele. Chłopak chyba zauważył, że spoglądam na niego
i się odwrócił. Uśmiechnął się czule do mnie. Poczułam jak moje policzki purpurowieją
z każdą sekundą. Wykonał gest ręką, który miał znaczyć, że mam do niego podejść
i położyć się obok niego. Posłusznie wykonałam polecenie. Znalazłam się na jego
łóżku, wtuliłam się w jego ramie, a on jeszcze bardziej przybliżył mnie do
siebie po czym szepnął mi do ucha.
- Jeśli tylko chcesz może się wszystko zdarzyć. – nie rozumiejąc jego słów posłałam mu
pytające spojrzenie. – Kocham Cię i
zrobię dla ciebie wszystko. Wiesz nie dziwię się, że wybrałaś akurat mnie. –
uśmiechnął się kusząco lecz ja natychmiast się od niego odsunęłam
- Co ty robisz? – niemal krzyknęłam, kiedy zaczął dotykać
inaczej niż zwykle mojej talii. – Przecież ty nigdy nie… - zostałam uciszona
przez jego pocałunek. Czując miłe uczucie odwzajemniłam go. Chłopak się jednak
nie poddawał i niedługo później swoim językiem masował moje podniebienie. Kiedy
zaczął podnosić moją bluzkę do góry natychmiast przerwałam przygryzając jego
dolną wargę.
- Myślałem, że tylko tego pragniesz? – uniósł jedną z brwi
tak, że od razu zobaczyłam, że coś jest nie tak i wybiegłam z pomieszczenia
kierując się do ciemnego lasu.
Nie patrząc gdziekolwiek, ani do przodu, ani do tyłu biegałam zatrzymując się dopiero przez zderzenie z kimś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz