poniedziałek, 24 listopada 2014

EXO, powers and me: Rozdział V "EXOplanet"



Następny dzień. Obudzona głośnym hałasem, wyskoczyłam z łóżka z bolącą głową. Pobiegłam w miejsce, z którego dochodził ten dźwięk. O dziwo był to salon. Chłopaków, ani nikogo na pierwszy rzut oka nie było. Myliłam się, stało tam trzech mężczyzn. Ten pośrodku wyglądał mi znajomo, a ci dwaj za nim to prawdopodobnie jego słudzy. Wiem! To był mój ojciec. Widziałam go już na ‘polu bitwy’. Sprawiał wrażenie miłego. Spokojnie podszedł do mnie, ja  nie wiem czemu nie mogłam się poruszyć. Pogłaskał mnie po włosach. Powiedział coś o „drzewu życia”, które umiera i muszę je ratować. Poczułam wszechobecny bul.
Na szczęście był to tylko sen.  Wydawał się bardzo rzeczywisty, więc wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do salonu. Na szczęście wszystko było w porządku. Chłopaki tylko się na mnie dziwnie popatrzyli. Spojrzałam na swoje ubranie. Było całe w ziemi i krwi. Zdziwiłam się.
- Co robiłaś w nocy? – Spytał zaniepokojony Tao.
- Spałam. Nie wiem co to jest. – spojrzałam na swoją koszule nocną. – jak ja to spiorę?!
- Idź się przebierz i daj mi ją. Spróbuje coś zaradzić. – D.O. wskazał na drzwi od pokoju.
Oczywiście posłuchałam. Jak co najmniej pół godziny siedziałam wraz z D.O. nad spraniem tej plamy jakby wszystko wróciło do stanu z przed mojego ‘wtargnięcia’. Lu han bawił się kostką Rubika, Xiumin i Kris grali w statki, Lay i Kai zajmowali się swoim hobby czyli tańcem, Tao wraz z Se Hun’em oglądali na tablecie film, sądząc po ich reakcjach chyba komedię. Baekhyun, Chen i Chanyeol grali w Quiz. A SuHo siedział w kącie na fotelu i czytał gazetę. Jednak chwile później wszystko się zmieniło. Jednocześnie wszyscy spojrzeli na moją sylwetkę, która właśnie weszła z powrotem do pokoju. Na ich twarzach malowało się zmartwienie. Usiadłam na kanapie próbując sobie cokolwiek przypomnieć. Zaczęłam sądzić, że mój sen mógł być prawdziwy. Czyli nie spałam tylko wyszłam z dormu? O moich przypuszczeniach poinformowałam siedzących już przy mnie chłopaków.
- Nie chcieliśmy Cię zbytnio martwić więc wcześniej tego nie mówiliśmy, ale biorąc pod uwagę taki obrót spraw… - SuHo zaczął, ale przerwałam mu
- nie gadaj tylko powiedz, szybko – moja mina była jednoznaczna
- Twoja mama widziała przyszłość, jak i czuła co się dzieje. W pewien sposób była powiązana z drzewem. Jakby mu się coś stało lub co gorsza przestało istnieć to ona wraz z nim. Oto cała historia. Nie tylko my widocznie mamy głębokie powiązanie z EXOplanet. – skończył swoją wcześniejszą opowieść, poczym ja wstałam i tak jakby z niczego upadłam na podłogę. Pod wpływem emocji po prostu straciłam równowagę. Jednak Lay sądził, że to przez drzewo, które upada.
***
Leżałam na zimnym marmurze, nie znanym sobie wcześniej. Podniosłam się jednocześnie łapiąc się za mocno bolącą głowę. Skądś kojarzyłam to miejsce, ale nie mogłam  sobie przypomnieć z kąd. Miejsce było wypełnione światłem księżyca w pełni jak później zauważyłam na niebie były ich dwa.  To nie mogła być w żadnym razie Ziemia. Było tam zbyt pięknie i spokojnie. Jeśli biorąc pod uwagę to, że na ziemi nie ma takiego rodzaju kwiatów, bo jak zdążyłam zauważyć, był to ogród prawdopodobnie królewski. Przede mną była wielka fontanna wykonana z białego kamienia. Wyglądała na starą. Miała na każdym z dwunastu ‘wyjść’ wody inny znak, takich samych jak atrybuty chłopaków. Ja siedziałam na ławce przed nią. Wstałam i udałam się dalej w głąb ogrodu. Pięknie wyglądał, coraz to nowsze kwiaty odkrywałam idąc coraz dalej. Dotarłam do miejsca, w którym nie było prawie światła. Oświetlało to miejsce niewielkie drzewko lśniące własnym blaskiem.  Czułam, że to jest ta roślina o którą powinnam walczyć. Chciałam zrobić dla niej wszystko już od samego patrzenia. Miłość do niego chyba jest dziedziczna. Zostałam zniewolona w pewien sposób. Jednak z rozkojarzenia wyrwała mnie osoba, która właśnie weszła pod zadaszenie. Nie było widać twarzy, ale zauważyłam tatuaż na nadgarstku przedstawiający Greckie litery alfa i omega wpisane w jeden znak. Ta osoba chyba mnie nie zauważyła, ponieważ nie zareagowała na moją obecność. Dosypała coś do gleby, z której korzystało drzewo. Chciałam temu zapobiec, lecz nie byłam tam materialna, przez co niczego nie mogłam dotknąć lub poczuć  niczego co mnie otaczało.
***
- Mina?! Nic Ci nie jest? – usłyszałam wołania chłopaków z ‘góry’. Otworzyłam przerażona oczy i natychmiast się podniosłam mówiąc.
- Drzewo umiera, jest słabe musimy temu zapobiec. Pomóżcie dostać mi się na EXOplanet. Natychmiast. – poruszona potrzęsłam stojącym najbliżej mnie Chanyeol’em.
- Spokojnie. Nie mamy wstępu na planetę bez portalu. A ich się szuka wieki. – Chen się wymądrzył.
- Ja mogę nas prze teleportować. -   Kai chciał być pomocny
- Nie dasz rady na taką odległość i na inną planetę. Nie pamiętasz szkolenia? – Xiumin położył rękę na jego ramieniu
- Tak, pamiętam. Tylko nie wytrzymam dłużej tego, że nie mogę zrobić nic pożytecznego. – Kai spuścił wzrok.
- Potrafisz. Jeśli chcesz to poszukaj jakiegoś portalu najbliżej nas. – podeszłam do niego i pomasowałam po bicepsie.
Wcześniej nie wiedziałam, że wśród tłumu otaczających mnie chłopaków nie ma Kris’a. Zauważyłam dopiero gdy wszedł, a raczej wbiegł do pokoju z jak się później okazało, jakąś starą mapą w ręce. Powiedział, że ona pokazuje portale kiedy znajduje się blisko nich. To nie było zbyt pomocne zwłaszcza, gdy trzeba przejść każdy zakamarek miasta, ale było wiadomo, że chociaż jeden jest w Seulu. Pisało na jej odwrocie:  „Tam, gdzie ludzi pełno jest, przejście znajdziesz też.”  Uznaliśmy, że podzielimy się na grupy i przeszukamy najpierw najludniejsze miejsca. Podzieliliśmy też miasto na ‘sektory’, by nikt nie szukał w tym samym miejscu co poprzedni. Nie tylko mapa mogła pokazywać portale, ale „ktoś kto posiada dar” czyli chłopaki mogą go zobaczyć. Mi się dostała mapa, jedynie ja nie mogłam go zobaczyć z naszej ‘paczki’. Grupy były wybrane przez lidera, głównie przez to, że Baekhyun i Lu han mieli problem z kim iść. Lu han szedł z Se hun’em, Chen i Baekhyun i Xiumin’em, Tao wraz z Krisem, Chanyeol i Suho, Lay z Kai’em , a ja z D.O. Szczerze, chyba SuHo wiedział o mojej słabości do Kai’a jak i również do Lay’a więc przydzielił mnie do kogoś neutralnego. D.O bardzo lubiłam za to, że był mego kochany jak i również mogłam mu zaufać, był najlepszym przyjacielem na jakiego mogłam trafić. Zawsze odkąd pamiętam, gdy go o coś pytałam, odpowiadał szczerze. Nie mógł mnie okłamać. Więc wybraliśmy się tuż po obiedzie, na co nalegali chłopaki, ale później mieliśmy szukać po zmroku i późno w nocy.
Aktualnie była 2000, a ja dalej błądziłam po 1/6 części Seulu wraz z D.O. Miło spędzaliśmy czas przez to, że aktywnie rozmawialiśmy. Dowiedział się o moim uczuciu do Kai’a, i o tym, jaki miałam kłopot z rozróżnieniem którego kocham, a jakiego tylko lubię. Wiedziałam, że nikomu nieautoryzowanemu tego nie powie. Gdybym miała jakiś zanik pamięci mogłabym wziąć go i Lay’a za braci, a Lay’a przez to, że jestem bardzo do niego podobna charakterem.
- Skoro nie możecie mieć, kogoś bliskiego w ten sposób, to jak przekażecie wasz dar? – zapytałam zaciekawiona słowami sprzed kilku dni Kai’a.
- My nigdy nie umrzemy z przyczyn naturalnych. Filary o to dbają. Prawie każdy z nas spotkał się już ze swoją miłością, ale odtrącił ją dla powszechnej sprawy i dla nas. Przecież, każdy z nas jest potrzebny, a my tylko razem się dopełniamy. Jeśli go kochasz tak naprawdę to pozwól mu służyć. – D.O. popatrzył się na mnie oczami, wypełnionymi łzami.
- Wiem, ale nawet nie wiesz, jak jest trudno. Ktoś kogo kochasz może Cię zabić wielkością swojej mocy. Dlaczego nie uczyliście się nad nią panować? – wpadłam na to spontanicznie i natychmiast spojrzałam w jego kierunku oczekując odpowiedzi.
- Wiesz, ja też miałem osobę bliższą. – Chłopak niemal przez łzy to powiedział.
- Opowiedz, proszę. Ulży Ci.  – uśmiechnęłam się pogodnie, kładąc rękę na jego ramieniu.
- Arraso. – kiwnął głową – Nazywała się Meg. Żyła jeszcze za czasów naszej ‘przemiany’. Poznałem ją nad potokiem, gdzie uczyłem się jak bez poruszenia lub uszkodzenia przejść po kamieniach nad wodą. Brzmi zwyczajnie, ale one były podnoszone i trzymane przez mnie. Ona zobaczyła jak sobie nie radzę, i chciała pomóc. Uczyła mnie delikatności przez kilka lat. Wiem to dużo, lecz ja nigdy nie musiałem być delikatny w stosunku do natury. Moja rodzina była rzemieślnikami. Zbliżyłem się do niej, a ona do mnie. Kiedy chcieliśmy być sobie bliżsi i kochaliśmy się, ona po prostu stała się skałą. Nie oddychała. Od tamtej pory zostaliśmy zesłani na wyspę, na której mieliśmy dokończyć szkolenie. Nie uczyliśmy się tam okiełznania w ten sposób mocy, bo dostaliśmy zakaz zbliżania się bliżej do kogokolwiek. Oto cała moja historia.
- Chincha? To smutne. Musiałeś przejść piekło. Teraz rozumiem co czuł wtedy Kai. Chciał mieć mnie bliżej, ale może się nie powstrzymać. Nie będę go w żaden sposób prowokować do tego. Dziękuje, że chciałeś mi powiedzieć. – uśmiechnęłam się ciepło
- Teraz najważniejsze jest znalezienie portalu. Trzeba znaleźć twoją mamę, a naszą królową. – zmobilizował się w jednej chwili.
Dotarliśmy do najbliższej budki z jedzeniem, która był jeszcze otwarta i w końcu coś zjedliśmy.  Siedziałam gapiąc się w mapę w pobliżu budki, jedząc ciastko trzymane w drugiej ręce. Myślałam, że coś pominęłam, lecz wszystko wyglądało tak samo. D.O zajadał swoją porcje w ciszy, by mi nie przeszkadzać. Jeszcze nie dojadłam, gdy usłyszałam znajomy dźwięk. To byli chłopaki z innej grupy ‘badawczej’. Kai i Lay, którego chyba mdliło od tej teleportacji, a sądzę tak ponieważ prawie zwymiotował po ‘wylądowaniu’.
- Co wy tu robicie? – zszokowana ich widokiem i ‘chorobą’ Lay’a podbiegłam do nich z mapą w ręku.
- Dostaliśmy powiadomienie, że coś się tu dzieje. Jak widać chyba daliśmy się nabrać. – Kai odpowiedział czule patrząc mi w oczy. Uśmiechnęłam się.
- A..Ale tu jest wszystko w porządku, kto wam to wysłał? – nadal pochylałam się nad Lay’em pomagając mu cokolwiek wykrztusić.
- Jakiś nieznany numer. – Lay wreszcie się podniósł
- Wy odbieracie w ogóle od kogoś takiego? Myślałam, że macie zapisane wasze numery.
- Bo mamy, ale przecież możemy pisać od kogoś, z resztą byłaś podpisana. – Lay pokazał mi wiadomość.
- Oczywiście, od razu przybiegliście na pomoc. – D.O. żuł jeszcze resztkę kolacji.
- Jest dla nas ważna to biegniemy na pomoc. – odparli jak chór.
Zarumieniłam się. Po chwili, jednak zdarzyło się coś o czym nigdy bym nie pomyślała. Usłyszałam głośny huk, a po nim jakby odgłos strzałów. Kai nie przemyślawszy tego dokładnie, posłuchał Lay’a, który kazał zabrać mnie z daleka od tego zgiełku. Jednak ja jakimś cudem spojrzałam mu prosto w oczy łapiąc go za ramię i ciągnąc na duł. Dzięki mnie uniknął strzału prosto w głowę. Potem zaciągnęłam jego ciało uderzone odłamkiem spadającym z walącego się budynku do najbliższego zakamarka by móc się nim zająć. Z wielkim trudem mi to szło, ponieważ nie był osobą szczególnie lekką. Jednak mi się to udało. Położyłam jego głowę na swoich kolanach przytrzymując miejsce, w które został zraniony. Siedziałam tam wołając na pomoc Lay’a, lecz nikt mnie nie słyszał przez wszechobecny chaos. Płakałam. Załzawionymi oczami popatrzyłam na niego. Pocałowałam w czoło, mój pocałunek sprawił, że chłopakowi zagoiła się rana w tym samym miejscu. Zważając na to moje usta poczuły każdą jego ranę, gojąc ją. Nawet nie myślałam wtedy, o tym, że nie posiadam jakiegokolwiek daru. Liczyło się tylko to, że pomagam mu. Jakieś dziesięć minut później chłopak ocknął się. Widząc co takiego robię uśmiechnął się przez zranioną część ciała. A mianowicie jego głowa był najbardziej poszkodowana. Na koniec postanowiłam się nią zająć. Kai zamkną oczy, ja nie zauważyłam tego, że się obudził. Pocałowałam go najpierw w czoło, potem w policzek, a na koniec w usta nie mogąc się powstrzymać. Odwzajemnił go. Z wielkim zdziwieniem, ale nadal chciałam go odwzajemnić. Nasze usta spotkały się w namiętnym pocałunku.  Przez nasze ciała przelewały się uczucia. Wyrwał nas z niego chwilę później odgłos krzyków D.O, który szukał naszych osób. Odsunęliśmy się od siebie, zaczęliśmy odkrzykiwać. Niedługo musieliśmy czekać jak pojawi się. Lecz stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Mój ojciec  wyłonił się z cienia. Rzucił w naszą stronę czerwoną, niedużą kulkę. Rozpadła się ona, a z jej wnętrza wypłynął tego samego koloru płyn, który w zetknięciu się z powietrzem zamienił się w dym. Otoczył nas poczym poczułam znajomy dźwięk pstryknięcia. Jednak Kai za późno zareagował i wylądowaliśmy bardzo daleko jak się wydawało od domu. Otaczała nas bujna roślinność i zwierzęta. Wtuliłam się w chłopaka, który wyraźnie wiedział gdzie jesteśmy.
- Kai. Widzę, że wiesz co to za miejsce, powiedz. – dalej wtulona w jego tors zapytałam nieco zaniepokojona
- Kochana, jesteś u siebie. – uśmiechnął się wdychając głęboko powietrze do płuc.
- Czyli to jest EXOplanet? Jakim cudem? – nagle puściłam go patrząc w jego ciemne oczy. – Gdzie reszta chłopaków?
- Jak ja zmieniłem planetę to oni też. To niepisana zasada. Pamiętasz, jak ja obudziłem się na Ziemi to reszta też. To był właśnie portal. – wstał wyciągając do mnie rękę.
- Ale gdzie oni w takim razie są? – zapytałam łapiąc go za dłoń i wstając z ziemi.
- Nie wiem, ale jestem pewien, że siebie znajdziemy. Mamy miejsce gdzie, zawsze idziemy, kiedy się rozdzielamy. To nasza komnata filarna. – chłopak na chwile zaniemówił
Po zapytaniu się go, gdzie się ona znajduje. Odpowiedział, że EXO zawsze teleportowało się do środka, a drzwi były zawsze zamknięte. Klucz miał tylko potomek „strażnika darów”. Musieliśmy go znaleźć, lecz nie wiedzieliśmy nawet jak on wygląda. Tą informacje wiedział Xiumin, którego budzono zawsze, by przedstawić mu potomka. A nie mieliśmy do niego dostępu. Dowiedziałam się wtedy o jeszcze jednej bardzo ważnej rzeczy. Chłopaki posiadali moc telepatii, dzięki temu, że związali się zaklęciem „WE ARE ONE”. Miało to połączyć ich umysły na tyle, by wiedzieli o sobie wszystko. Tylko uczuć innego nie mogli odczuć. Skoro znali się, aż tak dobrze to, dlaczego nie wiedzieni o jego słabości do mnie? To pytanie nasuwało się mi na myśl zawsze jak próbowałam zasnąć. Szczerze mówiąc nie zmrużyłam oka przez co najmniej dwie noce.
W ten czas patrzyłam jak Kai sobie słodko śpi na łóżku w domu, który został niedawno opuszczony na co wskazywały ilości zapasów zgromadzone w spiżarni ów chatki.  Była niewielka, drewniana, i niezwykle przestrzenna, co na pierwszy żut oka byłoby niemożliwe. Zmieścilibyśmy się w niej wszyscy nasi przyjaciele.  Chłopak chyba zauważył, że spoglądam na niego i się odwrócił. Uśmiechnął się czule do mnie. Poczułam jak moje policzki purpurowieją z każdą sekundą. Wykonał gest ręką, który miał znaczyć, że mam do niego podejść i położyć się obok niego. Posłusznie wykonałam polecenie. Znalazłam się na jego łóżku, wtuliłam się w jego ramie, a on jeszcze bardziej przybliżył mnie do siebie po czym szepnął mi do ucha.
- Jeśli tylko chcesz może się wszystko zdarzyć.  – nie rozumiejąc jego słów posłałam mu pytające spojrzenie.  – Kocham Cię i zrobię dla ciebie wszystko. Wiesz nie dziwię się, że wybrałaś akurat mnie. – uśmiechnął się kusząco lecz ja natychmiast się od niego odsunęłam
- Co ty robisz? – niemal krzyknęłam, kiedy zaczął dotykać inaczej niż zwykle mojej talii. – Przecież ty nigdy nie… - zostałam uciszona przez jego pocałunek. Czując miłe uczucie odwzajemniłam go. Chłopak się jednak nie poddawał i niedługo później swoim językiem masował moje podniebienie. Kiedy zaczął podnosić moją bluzkę do góry natychmiast przerwałam przygryzając jego dolną wargę.
- Myślałem, że tylko tego pragniesz? – uniósł jedną z brwi tak, że od razu zobaczyłam, że coś jest nie tak i wybiegłam z pomieszczenia kierując się do ciemnego lasu. 
Nie patrząc gdziekolwiek, ani do przodu, ani do tyłu biegałam zatrzymując się dopiero przez zderzenie z kimś. 



By: Yoona 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz