sobota, 22 listopada 2014

EXO, Powers and me: Rozdział III "Jesteś naszą królową"





Następnego dnia obudziłam się w swoim łóżku. Mimo, że zasnęłam na ich kanapie w trakcie długiej wymiany zdań między Chanyeol’em, a Baekhyun’e .Promienie słońca oświetlały moją twarz. Wiedziałam, że zawsze mogę na nich liczyć i że wystarczy jeden telefon, a pomogą mi.
Zaufali mi, a ja byłam im wdzięczna, za to, że w końcu miałam przyjaciół. Pokochałam  ich jak braci, których nigdy nie miałam. Czułam jakbym znała ich od najmłodszych lat. Umówiłam  się z nimi, aby podeszli do mojego mieszkania. Później mieliśmy pojechać do mojej matki. Byłam tym podekscytowana i trochę zaniepokojona. . Na szczęście Mizumi nie było wtedy w domu. Pierwsi pojawili się Lu han i Lay, później Su ho i Kris, następnie Se Hun i Tao, potem D.O i Chen, Chanyeol i Baekhyun razem z Xiumin’em na końcu. Wszyscy byli teleportowani do mojego apartamentu. Kai miał dużo pracy. Chłopak od razu upadł na fotel wykończony.
- Przez to „obudzenie się”, nie masz zbyt dużej siły. Co? – Lay podszedł do niego i pomógł mu odzyskać siły przez jego moc. Ciekawe jak się czuje leczony przez niego człowiek? Chociaż tego już doświadczyłam nie pamiętałam tego uczucia. Natychmiast powiedziałam, że nie mam zamiaru „narażać” go bardziej i, że chce jechać zwykłym miejskim transportem. Reszta musiała się ze mną zgodzić. Chen i Kris pomogli wstać Kai’owi z fotela. Martwiłam się o niego. Może to tylko troska o przyjaciela, ale nie da się ukryć, że odkąd go poznałam dziwnie się czuje.
Wsiedliśmy do autobusu i już zaledwie po pół godziny byliśmy na miejscu. Stanęłam przed domem i nie mogłam się ruszyć. Zaraz miałam zrozumieć sens swojego życia i pochodzenia. Bałam się strasznie. D.O chyba to wyczuł, ponieważ podszedł do mnie i przytulił. Poprawił mój nastrój w stu procentach. Zadzwoniłam do drzwi. Niedługo musieliśmy czekać, żeby otworzył nam mężczyzna, dosyć przystojny, wysoki brunet o bardzo ciemnych oczach. Czy pomyliłam domy? Nie, to niemożliwe, wiem gdzie mieszkałam przez osiemnaście lat swojego dotychczasowego życia. Zaraz potem usłyszałam:
- Kochany, kto przyszedł? – kobieta podeszła do drzwi – Mina?! Skarbie, jak dawno Cię nie widziałam. Widzę po twoich kolegach, że poznałaś już prawdę. – spojrzała na exo z ulgą. – Matchias proszę zostaw nas. Przyjdę później. – pocałowała go na pożegnanie w policzek. Posłusznie opuścił mieszkanie. Był to sąsiad. – Wejdźcie do środka, proszę – zrobiła gest ręką, abyśmy weszli i się rozgościli. 
Usiedliśmy na kanapie. To znaczy Ja, Su ho, Kai i  Lay obok mnie, a reszta usadowiła się na ziemi lub pod ścianą i jeszcze normalnie stali. Moja mama zaczęła opowiadać mi co się tak naprawdę zdarzyło w tamtym czasie. Wreszcie zrozumiałam wszystko, niestety były wiadomości, których chłopaki nie mogli mi powiedzieć  i dlaczego zawsze czułam, że nie jestem z tond. Dla dodania mi otuchy, i żebym poczuła że nie jestem w tym sama, siedzący obok mnie Lay pogłaskał mnie po udzie i uśmiechnął się. Odpowiedziałam też uśmiechem. Przez to miałam wrażenie, że Kai poczuł się zdradzany, bo spojrzał na mnie trzaskającymi z oczu piorunami. Kobieta to zobaczyła i po prostu musiała się zapytać:
- To twój chłopak, kochanie? Ładnie razem wyglądacie i nawet… - przerwałaś z rumieńcem na policzkach.
- Nie, mamo to tylko przyjaciele, strażnicy i tyle. – odpowiedziałam kontem oka spoglądając na Suho. Myśląc: pomóż
- Może pani nam powiedzieć, czy istnieje ktoś, kto może chcieć ją skrzywdzić lub co gorsza zabić? – Suho widocznie usłyszał moje myśli. 
- Jedyną osobą, która wie o istnieniu Miny to jej ojciec. – kobieta spoglądnęła na mnie
- Ale przecież on ogłosił, że popełniłaś samobójstwo, przez wcześniejsze poronienie.  Cała planeta była pogrążona w żałobie. – Xiumin wyróżnił się z tłumu
- W takim razie sądzę, że chciał dać jej czas, by urosła. Chciał żeby lud nie uznał przypadkiem, że jest złym mężem, jak i władcą. – jej wyraz twarzy wyrażał złość.
- Więc, wynika z tego, że on czegoś ode mnie chce. Tylko czego? – stawałam się coraz bardziej smutna. – On chce mnie zabić? – Nagle poczułam nieodepchniętą chęć do przytulenia się do kogoś. Padło na Lay’a. Nie opierał się, a nawet mocniej mnie uściskał głaszcząc po głowie.
- Obiecajcie mi jedno – Kamina zwróciła się do strażników. – Zaopiekujcie się moją córką – popatrzyła na Suho, który od razu kiwną głową. Jakimś cudem wiedziała, który z nich jest „przywódcą” i do kogo się zwrócić.
- Na pewno będziemy się nią opiekować. – chłopak uśmiechnął się patrząc na mnie.
- A już tego przypadkiem nie robimy? – Kai postanowił wyróżnić się z tłumu, właśnie koczującego w domu.
- Może chcecie zostać na noc. Zrobiło się późno. – faktycznie niebo było już fioletowe. Zaraz miało zajść słońce lecz mimo tego, że z chłopakami czułam się nadzwyczaj bezpiecznie to: Przytaknęłam zanim ktokolwiek otworzył usta.
 Dość późnym wieczorem, byłam w swoim pokoju. Właśnie miałam zamiar się przebierać w piżamę. Przeszkodził mi w tym D.O., który wszedł do pokoju wcześniej otrzymując pozwolenie ode mnie. Wniósł tace z kolacją.
- Powinnaś coś zjeść. – powiedział kładąc jedzenie na komodzie.  Widocznie martwił się o mnie – ostatnio nic nie jesz. Jesteś blada. – stwierdził po czym usiadł koło mnie na łóżku.
- Nie, po prostu…
- Jesteś zbyt zajęta myśleniem. Musisz zadbać nie tylko o umysł, ale też o ciało. Pamiętaj jest bardzo kruche. – uśmiechnął się i położył swoją dłoń na mojej, a drugą pomasował mój policzek.
- Co poradzę. Moja mama to królowa, a ja nawet nie wiedziałam o tym przez całe swoje życie. Nie mogę o tym nie myśleć. D.O w tym momencie wstał, położył swoje dłonie na moich barkach.
- Nie myśl o tym jak brzemieniu tylko raczej jak o darze. Masz nas. Jeśli Ci to pomoże to możemy udawać, że jesteśmy normalni. A raczej bez mocy. – uśmiechną się jeszcze raz po czym podniósł z tacy gorącą czekoladę z  bitą śmietaną i podał mi.
- Dziękuje, nie musiałeś. - Napiłaś się łyczek – Traktujecie mnie tak dobrze tylko ze względu, że jestem księżniczką? – zapytałam po czym spuściłam wzrok
-My jesteśmy jak bracia, a ty jesteś jak siostra. Kochamy Cię. Nawet jak poznaliśmy się niedawno to każdy z nas czuje się jakbyśmy znali się od wieków. – tym razem pogładził mnie po plecach. Za wszelką cenę chciał, żebym w końcu się uśmiechnęła i przestał się martwić. Tak też zrobiłam – Tak lepiej. Każdemu lepiej w uśmiechu. Uznam, że jesteś gotowa do tego, by zostać sama.
- Dobrze, zjem, pewnie ciężko napracowałeś się przy nim. – Nagle dostałam napadu śmiechu przez minę jaką zrobił. A mianowicie podniósł brwi i uśmiechnął się w ten serduszkowe sposób. Ślicznie w nim mu było. Pasowali do siebie (D.O i uśmiech)
D.O. posłusznie wyszedł z pokoju. Taca od razu została przeze mnie opróżniona. Odniosłam ją do kuchni, gdzie zobaczyłam pod stołem list zaadresowany do mojej mamy. Podniosłam go i przeczytałam:
Królowo EXOplanet.
Mam dla Ciebie propozycje dotyczącą twojej córki i całej planety.
Spotkajmy się o północy w lesie za miastem. Koło niego jest mały opuszczony budynek.
Zauważysz na pewno.
Jak nie przyjdziesz uznam to za pozwolenie na „zdjęcie” twojego dziecka z listy żyjących.
xxx


Pobiegłam od razu z tym do jedynej osoby, którą mogłam zapytać o takie rzeczy. Czyli krótko mówiąc zapukałam do drzwi trzymając wcześniej znaleziony list. Po otrzymaniu pozwolenia na wejście. Dość zaspanie Lay i Chen podnieśli swoje ciężki powieki. Przeprosiłam jeszcze stojąc w wejściu że przeszkodziłam. Lay od razu powiedział – nie ma sprawy, o co chodzi. – a natomiast Chen – Może trochę jednak chciałem się przespać, ale spoko mów.  Podeszłam siadając na łóżku Lay’a. Pokazałam mu list opowiadając jak go znalazłam.
- Wiesz, gdzie jest teraz twoja mama? – Lay poruszył się znając już treść listu.
- Kiedy wychodziłam z łazienki właśnie gdzieś wychodziła. – W jednej chwili się zmartwiłam.
- Która teraz jest godzina? – Chen też widocznie zainteresował się to wiadomością.
- 23:30 pośpieszmy się ona już pewnie dojeżdża. – złapałam za rękę zaspanego chłopaka
Natychmiast obudziliśmy wszystkich donośnym grzmotem. Chen oczywiście musiał dorzucić swoje trzy grosze. Nie trzeba było im dogłębnie tłumaczyć. Wprost każdy z nich natychmiastowo się ubrał. Wyszliśmy jak stado byków z domu.
Po dotarciu na miejsce było już sporo po północy. Przykucnęliśmy za jakimś murkiem oplatającym cały obszar. Okazało się że był to płot ochronny przed darami. Chłopcy nie mieli w środku niego żadnych mocy. Byli wtedy tylko zwykłymi ludźmi. Zobaczyłam mamę stojącą przed jakimś człowiekiem w czarnym płaszczu i w brązowym kapeluszu. Dużo nie obaczyłam przez to okrycie, ale za niedługo mogłam się przekonać kto to był. Zdjął szybko kapelusz razem z płaszczem i odsłonił swoją całą sylwetkę. Stojący obok mnie Lu han wszystko mi powiedział. To był Azumi. Ktoś przez kogo królowa uciekła przez portal na ziemie. Znalazł nas! Zaczęłam się ostro bać. Jeśli on chce od mojej mamy mnie. Ona mu mnie nigdy nie odda. Prawda? Nie sądziłam,  że kiedykolwiek zwątpię w miłość mamy. Lu han chyba poczuł moje zdezorientowanie, bo złapał za moją dłoń uśmiechając się z czułością. Widać było jak królowa daje mu jakąś torbę. Mężczyzna otworzył ją po czym wyciągnął z niej fiolkę z fioletowym płynem. Coś było na niej napisane. Przymrużyłam oczy lecz dowiedziałam się tylko, że jest to znak. Spytałam się Lu han’a co tam widzi. Odpowiedział, że to czego on chce to nie ja tylko mój dar. Zdziwiłam się. Powiedział mi też, że mój dar to widzenie przyszłości i przeszłości, która zdarzyła się przed moim urodzeniem lub przyszłości, która jest ważna dla moich wyborów i  co się przez nie może stać.  Moim znakiem był fioletowy księżyc. Widywało się go tylko na EXOplanet w okresie urodzin nowej królowej lub kiedy drzewo życia potrzebowało opiekuna. Kobieta dostała od niego w twarz. Miałam ochotę tam pójść i postawić go do pionu. Niestety stojący z drugiego boku Baekhyun mnie powstrzymał. Chyba chciał bym zobaczyła jak moja mama używa tej samej mocy. Czyli miała każdą z 12 darów danych chłopakom.  Jakim cudem ominęła barierę. Czy ja też mam moce? Bycie królową ma jakieś zalety.
Zaraz potem z cienia wyłoniło się dziesięciu mężczyzn. Ubrani byli jak żołnierze. Czy pochodzili z EXOplanet? Miałam się tego dowiedzieć. Bałam się o mamę. Była jedna na 11 osób. Chłopaki mimo tego, że moce nie „działały” im w środku, postanowili pomóc. Wybiegli z ukrycia natychmiast. Chen wpadł na pomysł przerwania muru przez co powinna zniknąć ta bariera. Razem z D.O rozwalili mury. Miał racje magia zniknęła, a oni mieli dowolny dostęp o darów. Zapomnieli chyba zupełnie o mnie, nie dziwie się. Byli zajęci walką z bardzo dobrze wytrenowanymi wojownikami. Nie zauważyłam  jak ktoś od tyłu zakrada się w moją stronę. Widocznie zauważył jak wpatrywałam się w bitwę. Jak był w zasięgu mnie, złapał w pasie i podniósł do góry, tak, że nie dotykałam ziemi stopami. Najpierw się wyrywałam i wołałam o pomoc. Później mężczyzna zakrył  mi usta chusteczką, zemdlałam, rozciął mi dłoń, a później ramię. Miał próbkę mojej krwi w probówce. Kai zauważył to i od razu teleportował się do mnie. Człowiek zranił mnie teraz „ostatecznie”, otworzył portal specjalnym ostrzem i zniknął w mgnieniu oka. Zobaczywszy to chłopak podbiegł szybko do mnie i donośnie zaczął wołać Lay’a mimo tego, że ostatnio dziwnie się zachowywał przy nim jak i przy mnie.
***
Jak w końcu mogłam wcześniej wyjść z pracy  pobiegłam w podskokach do chłopaków. Dawno ich nie widziałam, a raczej od połowy tygodnia lecz tęskniłam jakby miało to być kilka lat. Zadzwoniłam do drzwi pod nr 88 i po chwili otworzył mi z uśmiechem na ustach Lay. Złapał mnie za nadgarstek i wciągnął mnie do środka tuląc od razu. Odpowiedziałam mu uściskiem po czym zapytałam się, co się stało? Odpowiedział, że okropnie za mną tęsknił. Czekał tylko jak ich odwiedzę. Był taki słodki gdy to mówił, ale jak weszłam dalej do salonu reszta mnie zauważyła i  od razu podbiegli przytulając mnie. Mądrze Lay bardzo mądrze pomyślałam „duszona”  przez wszystkich, no, prawie Kai’a nie było przy mnie. Zapytałam się ciekawsko, gdzie to go poniosło, i PSTRYK natychmiast jakby na zawołanie pojawił się na środku pokoju nieopodal mnie. Sądziłam, że wrócił z jakiegoś zwiadu czy coś, ale się myliłam. Cały czas patrzył na mnie. Był moim tak zwanym cieniem przez te kilka dni. Dlaczego tylko mnie śledzi? Nie chciał ze mną przebywać? Oczywiście jak wszyscy, podszedł do mnie, czule i delikatnie przytulił, jakbym była jego najcenniejszym skarbem. Jednak zaraz to uczucie minęło. Odkleił się ode mnie i jakby nigdy nic usiadł w fotelu trochę smutny . Nie wiedziałam o co mu chodzi. Czyżby o Lay’a? Do nikogo się przez resztę dnia i wieczoru nie odzywał, aż do pory kiedy miałam już iść. Chłopaki szli już do łóżek. Kai jeszcze siedział w salonie dalej na fotelu, postanowiłam spytać go o to co mnie cały wieczór dręczyło.
- Kai, dlaczego nie odzywasz się do mnie, ani do Lay’a. ODPOWIEDZ! – rozkazałaś jak tylko nie odpowiadał
- Co mam Ci powiedzieć? Że tak się zachowuje, bo jesteś dla mnie naprawdę ważna. – Chłopak gwałtownie wstał z fotela.
- Że co?! Dla was wszystkich jestem. Co chwile mi to mówicie. – poczułaś się naprawdę dobrze, gdy to mówiłaś. – nie masz ochoty to nie mów prawdy. – odwróciłam się na pięcie. Szłam w stronę drzwi. Poczułaś jego rękę na swojej. Odwrócił mnie do siebie jednym ruchem.
- Mina, naprawdę jesteś dla mnie najważniejsza.- trzymał swoją twarz bardzo blisko mnie.
- Wychodzisz, czy zostajesz na noc? – Se Hun wyszedł z pokoju słysząc naszą kłótnie.  
***
Obudziłam się na dobrze sobie znanej kanapie, przez lekkie masowanie mojego policzka. Poczułam jak bardzo boli mnie ręka i szyja. Złapałam się za nie. Kucając naprzeciwko mnie i trzymając ją w ręce Lay leczył, a ja poczułam kojące ciepełko. Wreszcie przekonałam się jak działa jego moc. Tą osobą, która próbowała mnie wzbudzić  był Tao. Miał zakłopotanie i strach wypisany na twarzy. Uśmiechnęłam się do niego czule. Chciałam wstać lecz od razu upadłam pod wpływem bólu jaki odczułam przez jeszcze nie wyleczone „skaleczenie”.  Kręciło mi się okropnie w głowie. Nie chciałam jeszcze raz stracić świadomości więc po prostu powiedziałam, by mi opowiedzieli co się stało. Nie dało się  nie zauważyć, że wszyscy bardzo poobijani i zranieni siedzieli na kanapie lub gdzie tylko popadnie.
- Nie martw się – szepnął mi do ucha Baekhyun usadowiwszy się obok mnie zaczął opowiadać. – Gdy Lay i Kai byli zajęci tobą tutaj my dalej broniliśmy królowej i walczyliśmy – oczywiście musiał się najpierw przechwalać. Na co ja tylko się uśmiechnęłam. – Nie było ich tak dużo, lecz mieli zaplanowane co zrobić, gdybyśmy się pojawili. Ktoś musiał zauważyć, że się przebudziliśmy i powiedział o tym królowi.
- Mieli bombę – kontynuował Kris – nie spodziewaliśmy się tego. Chyba chcieli się z nami trochę pobawić lub czekali, aż jeden z nich weźmie od ciebie „esencje”.
- Czekaj, czekaj. Co to jest ta esencja? – spytałam obawiając się gromiącej odpowiedzi. Nie doczekałam się jej. Chłopak posłusznie wytłumaczył.
- to jest coś co masz w sobie. Jak tutejsze DNA. Tylko nasze ma kolor. Dla zwykłego człowieka ma żółty, dla wojownika- niebieski, a dla króla lub królowej- fioletowy. My mamy purpurową. Nie jesteśmy zwykli dzięki temu czym się karmiliśmy w dzieciństwie lub w łonie matki.
- kontynuując, zostaliśmy zranieni zaraz po tym jak ty zostałaś zabrana przez chłopaków. – Chanyeol, chyba chciał być zauważony – chcą od ciebie życia i co najważniejsze tego byś przeszła na ich stronę, potrzebują opiekuna dla „drzewa życia”. A królowa jest tutaj więc nie ma kto się nim zajmować.
-Drzewo umiera. – dokończył Xiumin i spuścił wzrok.
- Trzeba mu pomóc. – zajęczałam czując w gardle igły.
- Co się dzieje, Mina? – Kai natychmiast znalazł się przy mojej osobie.
Pokazałam tylko na gardło. Stało się. Nie mogłam nic powiedzieć. Nie przez jakąś chrypę czy chorobę, ale przez ten płyn który niechcący połknęłam próbując krzyczeć w czasie „porwania”. Lay popatrzył w moją jamę ustną. Bez słowa  i w wielkim skupieniu poszedł do pokoju, do którego jeszcze nigdy nie wchodziłam. Wrócił niecałe pięć minut później. Niósł ze sobą kubek z jakąś cieczą. Podał mi ją do ręki i kazał wypić. Posłusznie jednym łykiem wyduldałam cały. Chłopak uśmiechnął się widząc jak bardzo mu ufam. Zapytał się:
- Lepiej? – kucnął przede mną i złapał za moją dłoń.
-Raczej Ci nie odpowie. Nie ma głosu. – Baekhyun chciał zagrać znawcę
- Już lepiej, dziękuje – charknęłam – Co mi podałeś? – pytająco spojrzałam  w głąb kubka.
- To samo. Co dawała Ci matka byś nie zapomniała o planecie. – Usiadł koło mnie i objął ręką. 
- Verolę?  Ona na to też działa?
- To jest lek na naszej planecie. Zażywa się go jako odtrutkę. Oczyściła twoją krew z ciemnej energii jaką dostałaś od ojca.
- Więc, wychodzi na to, że mama mi ją podawała. Dlatego czułam się nieswojo na Ziemi. A właśnie, gdzie ona jest? – spojrzałam na wszystkich po kolei.
- Niestety, zabrali ją tusz po tym jak wybuchła bomba. Zajmowaliśmy się tobą. Ona sama powiedziała, żebyśmy za żadne skarby jej nie ratowali. – Kris spuścił głowę. Kto jak kto, ale to nie jest w jego stylu, tak robić.
-Jak to?! Zginęła? – w jednej chwili się zasmuciłam. Łza mi spłynęła po twarzy. Lecz Lay od razu mnie utulił i ją zatarł mówiąc mi do ucha
- Nie płacz, ona jeszcze żyje, na pewno. Nie cierpię jak jesteś tak smutna. Pomogę Ci za to naprawić. – jak tylko to usłyszałam  uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego.
- mama Miny miała racje, pasujecie do siebie. – Chen zrobił minę jakby właśnie przyłapał nas na czymś dziwny lub niestosownym.
Kai zaraz potem pstryknął palcami i już go nie było. Jako pierwsza to dostrzegłam. Dlaczego zrobiło mi się przykro? Kogo ja w końcu kocham? Lay’a czy Kai’a?
- Spokojnie, zaraz mu przejdzie. – Se Hun uśmiechnął się do mnie zauważywszy moje zaniepokojenie.
Gdy skończyliśmy tą długą rozmowę, zrobiłam się głodna. Poszłam do kuchni wcześniej przymykając drzwi, by nie obudzić śpiącego na ziemi chłopaka. Mówił mi, że tam jest chłodniej przez co lepiej mu się spało. Wyglądał tak słodko, gdy uśmiechał się przez sen. Robiły mu się taki słodkie dołeczki w policzkach. Szczerze mówiąc nie spałam jeszcze dlatego, bo jeden z chłopaków jeszcze nie wrócił. Martwiłam się jak mama, która boi się o swoje dziecko.
Byłam w trakcie picia czekolady, kiedy całe moje zaniepokojenie prysnęło. Kai wrócił stanął przede mną dziwiąc się, że śpię u nich. Też nalał sobie ciepłego napoju i usiadł obok mnie.
- czy ty go kochasz? – spytał się. Patrzył na mnie swoimi ciemnymi oczami. Hipnotyzował mnie nimi.
- Lay’a? Nie, on jest dla mnie jak brat. Z resztą jak wy wszyscy. – uśmiechnęłam się usiłując zamaskować moje zdenerwowanie Co się dzieje? Kiedyś rozmawiałam z nim normalnie, a teraz strasznie się denerwuje.
Chłopak właśnie przybliżył się do mnie. Jeszcze bardziej się zarumieniłam. Chyba to zauważył, ponieważ uśmiechnął się w ten swój piękny sposób. Poczułam jak ciarki mnie przechodzą, ale takie przyjemne. Moja twarz była coraz bliżej jego. Lecz niestety chyba nie było mi dane poczuć smak jego ust, ponieważ w tej samej chwili Lu Han wszedł do pomieszczenia. Miał zamiar napić się herbaty. Od razu jak zauważył nas w tak jednoznacznej sytuacji, a dokładniej jak momentalnie odsunęliśmy się od siebie. Przeprosił. Żeby nie poczuł się nieswojo, ani ktokolwiek z nas, wstałam z krzesła, podeszłam do niego i postawiłam wodę na gazie. Przerywając znowu niezręczną ciszę powiedziałam.
- Jak sądzisz, co oni chcieli od mojej mamy?
- Jeśli o mnie chodzi to chcą opiekunki dla drzewa. A skoro ono umiera, ona też jeśli czegoś nie zrobi. – Lu han stwierdził szukając odpowiedniej herbaty na półce.
-Ty też możesz umrzeć przez drzewo. Dokładniej nie wiadomo czy jesteś związana z nim jak matka. Nawet go na oczy nie widziałaś. – Kai pierwszy raz od kilku minut się rozluźnił. 

By: Yoona
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz