Następnego dnia obudziłam się w swoim łóżku. Mimo, że
zasnęłam na ich kanapie w trakcie długiej wymiany zdań między Chanyeol’em, a
Baekhyun’e .Promienie słońca oświetlały moją twarz. Wiedziałam, że zawsze mogę
na nich liczyć i że wystarczy jeden telefon, a pomogą mi.
Zaufali mi, a ja byłam im wdzięczna, za to, że w końcu miałam
przyjaciół. Pokochałam ich jak braci,
których nigdy nie miałam. Czułam jakbym znała ich od najmłodszych lat.
Umówiłam się z nimi, aby podeszli do
mojego mieszkania. Później mieliśmy pojechać do mojej matki. Byłam tym
podekscytowana i trochę zaniepokojona. . Na szczęście Mizumi nie było wtedy w
domu. Pierwsi pojawili się Lu han i Lay, później Su ho i Kris, następnie Se Hun
i Tao, potem D.O i Chen, Chanyeol i Baekhyun razem z Xiumin’em na końcu.
Wszyscy byli teleportowani do mojego apartamentu. Kai miał dużo pracy. Chłopak
od razu upadł na fotel wykończony.
- Przez to „obudzenie się”, nie masz zbyt dużej siły. Co? –
Lay podszedł do niego i pomógł mu odzyskać siły przez jego moc. Ciekawe jak się czuje leczony przez niego
człowiek? Chociaż tego już doświadczyłam nie pamiętałam tego uczucia. Natychmiast
powiedziałam, że nie mam zamiaru „narażać” go bardziej i, że chce jechać
zwykłym miejskim transportem. Reszta musiała się ze mną zgodzić. Chen i Kris
pomogli wstać Kai’owi z fotela. Martwiłam się o niego. Może to tylko troska o przyjaciela, ale nie da się ukryć, że odkąd go
poznałam dziwnie się czuje.
Wsiedliśmy do autobusu i już zaledwie po pół godziny byliśmy
na miejscu. Stanęłam przed domem i nie mogłam się ruszyć. Zaraz miałam
zrozumieć sens swojego życia i pochodzenia. Bałam się strasznie. D.O chyba to
wyczuł, ponieważ podszedł do mnie i przytulił. Poprawił mój nastrój w stu
procentach. Zadzwoniłam do drzwi. Niedługo musieliśmy czekać, żeby otworzył nam
mężczyzna, dosyć przystojny, wysoki brunet o bardzo ciemnych oczach. Czy pomyliłam domy? Nie, to niemożliwe, wiem
gdzie mieszkałam przez osiemnaście lat swojego dotychczasowego życia. Zaraz
potem usłyszałam:
- Kochany, kto przyszedł? – kobieta podeszła do drzwi –
Mina?! Skarbie, jak dawno Cię nie widziałam. Widzę po twoich kolegach, że
poznałaś już prawdę. – spojrzała na exo z ulgą. – Matchias proszę zostaw nas.
Przyjdę później. – pocałowała go na pożegnanie w policzek. Posłusznie opuścił
mieszkanie. Był to sąsiad. – Wejdźcie do środka, proszę – zrobiła gest ręką,
abyśmy weszli i się rozgościli.
Usiedliśmy na kanapie. To znaczy Ja, Su ho, Kai i Lay obok mnie, a reszta usadowiła się na
ziemi lub pod ścianą i jeszcze normalnie stali. Moja mama zaczęła opowiadać mi
co się tak naprawdę zdarzyło w tamtym czasie. Wreszcie zrozumiałam wszystko,
niestety były wiadomości, których chłopaki nie mogli mi powiedzieć i dlaczego zawsze czułam, że nie jestem z
tond. Dla dodania mi otuchy, i żebym poczuła że nie jestem w tym sama, siedzący
obok mnie Lay pogłaskał mnie po udzie i uśmiechnął się. Odpowiedziałam też
uśmiechem. Przez to miałam wrażenie, że Kai poczuł się zdradzany, bo spojrzał
na mnie trzaskającymi z oczu piorunami. Kobieta to zobaczyła i po prostu
musiała się zapytać:
- To twój chłopak, kochanie? Ładnie razem wyglądacie i nawet…
- przerwałaś z rumieńcem na policzkach.
- Nie, mamo to tylko przyjaciele, strażnicy i tyle. –
odpowiedziałam kontem oka spoglądając na Suho. Myśląc: pomóż
- Może pani nam powiedzieć, czy istnieje ktoś, kto może
chcieć ją skrzywdzić lub co gorsza zabić? – Suho widocznie usłyszał moje
myśli.
- Jedyną osobą, która wie o istnieniu Miny to jej ojciec. –
kobieta spoglądnęła na mnie
- Ale przecież on ogłosił, że popełniłaś samobójstwo, przez
wcześniejsze poronienie. Cała planeta
była pogrążona w żałobie. – Xiumin wyróżnił się z tłumu
- W takim razie sądzę, że chciał dać jej czas, by urosła.
Chciał żeby lud nie uznał przypadkiem, że jest złym mężem, jak i władcą. – jej
wyraz twarzy wyrażał złość.
- Więc, wynika z tego, że on czegoś ode mnie chce. Tylko
czego? – stawałam się coraz bardziej smutna. – On chce mnie zabić? – Nagle
poczułam nieodepchniętą chęć do przytulenia się do kogoś. Padło na Lay’a. Nie
opierał się, a nawet mocniej mnie uściskał głaszcząc po głowie.
- Obiecajcie mi jedno – Kamina zwróciła się do strażników. –
Zaopiekujcie się moją córką – popatrzyła na Suho, który od razu kiwną głową.
Jakimś cudem wiedziała, który z nich jest „przywódcą” i do kogo się zwrócić.
- Na pewno będziemy się nią opiekować. – chłopak uśmiechnął
się patrząc na mnie.
- A już tego przypadkiem nie robimy? – Kai postanowił
wyróżnić się z tłumu, właśnie koczującego w domu.
- Może chcecie zostać na noc. Zrobiło się późno. – faktycznie
niebo było już fioletowe. Zaraz miało zajść słońce lecz mimo tego, że z
chłopakami czułam się nadzwyczaj bezpiecznie to: Przytaknęłam zanim ktokolwiek
otworzył usta.
Dość późnym wieczorem,
byłam w swoim pokoju. Właśnie miałam zamiar się przebierać w piżamę.
Przeszkodził mi w tym D.O., który wszedł do pokoju wcześniej otrzymując
pozwolenie ode mnie. Wniósł tace z kolacją.
- Powinnaś coś zjeść. – powiedział kładąc jedzenie na
komodzie. Widocznie martwił się o mnie –
ostatnio nic nie jesz. Jesteś blada. – stwierdził po czym usiadł koło mnie na
łóżku.
- Nie, po prostu…
- Jesteś zbyt zajęta myśleniem. Musisz zadbać nie tylko o
umysł, ale też o ciało. Pamiętaj jest bardzo kruche. – uśmiechnął się i położył
swoją dłoń na mojej, a drugą pomasował mój policzek.
- Co poradzę. Moja mama to królowa, a ja nawet nie wiedziałam
o tym przez całe swoje życie. Nie mogę o tym nie myśleć. D.O w tym momencie
wstał, położył swoje dłonie na moich barkach.
- Nie myśl o tym jak brzemieniu tylko raczej jak o darze.
Masz nas. Jeśli Ci to pomoże to możemy udawać, że jesteśmy normalni. A raczej
bez mocy. – uśmiechną się jeszcze raz po czym podniósł z tacy gorącą czekoladę
z bitą śmietaną i podał mi.
- Dziękuje, nie musiałeś. - Napiłaś się łyczek – Traktujecie
mnie tak dobrze tylko ze względu, że jestem księżniczką? – zapytałam po czym
spuściłam wzrok
-My jesteśmy jak bracia, a ty jesteś jak siostra. Kochamy
Cię. Nawet jak poznaliśmy się niedawno to każdy z nas czuje się jakbyśmy znali
się od wieków. – tym razem pogładził mnie po plecach. Za wszelką cenę chciał,
żebym w końcu się uśmiechnęła i przestał się martwić. Tak też zrobiłam – Tak
lepiej. Każdemu lepiej w uśmiechu. Uznam, że jesteś gotowa do tego, by zostać
sama.
- Dobrze, zjem, pewnie ciężko napracowałeś się przy nim. –
Nagle dostałam napadu śmiechu przez minę jaką zrobił. A mianowicie podniósł
brwi i uśmiechnął się w ten serduszkowe sposób. Ślicznie w nim mu było.
Pasowali do siebie (D.O i uśmiech)
D.O. posłusznie wyszedł z pokoju. Taca od razu została przeze
mnie opróżniona. Odniosłam ją do kuchni, gdzie zobaczyłam pod stołem list
zaadresowany do mojej mamy. Podniosłam go i przeczytałam:
Królowo EXOplanet.
Mam dla Ciebie propozycje dotyczącą twojej córki i całej
planety.
Spotkajmy się o północy w lesie za miastem. Koło niego jest
mały opuszczony budynek.
Zauważysz na pewno.
Jak nie przyjdziesz uznam to za pozwolenie na „zdjęcie”
twojego dziecka z listy żyjących.
xxx
Pobiegłam od razu z tym do jedynej osoby, którą mogłam
zapytać o takie rzeczy. Czyli krótko mówiąc zapukałam do drzwi trzymając
wcześniej znaleziony list. Po otrzymaniu pozwolenia na wejście. Dość zaspanie
Lay i Chen podnieśli swoje ciężki powieki. Przeprosiłam jeszcze stojąc w
wejściu że przeszkodziłam. Lay od razu powiedział – nie ma sprawy, o co chodzi.
– a natomiast Chen – Może trochę jednak chciałem się przespać, ale spoko
mów. Podeszłam siadając na łóżku Lay’a.
Pokazałam mu list opowiadając jak go znalazłam.
- Wiesz, gdzie jest teraz twoja mama? – Lay poruszył się
znając już treść listu.
- Kiedy wychodziłam z łazienki właśnie gdzieś wychodziła. – W
jednej chwili się zmartwiłam.
- Która teraz jest godzina? – Chen też widocznie
zainteresował się to wiadomością.
- 23:30 pośpieszmy się ona już pewnie dojeżdża. – złapałam za
rękę zaspanego chłopaka
Natychmiast obudziliśmy wszystkich donośnym grzmotem. Chen
oczywiście musiał dorzucić swoje trzy grosze. Nie trzeba było im dogłębnie
tłumaczyć. Wprost każdy z nich natychmiastowo się ubrał. Wyszliśmy jak stado
byków z domu.
Po dotarciu na miejsce było już sporo po północy.
Przykucnęliśmy za jakimś murkiem oplatającym cały obszar. Okazało się że był to
płot ochronny przed darami. Chłopcy nie mieli w środku niego żadnych mocy. Byli
wtedy tylko zwykłymi ludźmi. Zobaczyłam mamę stojącą przed jakimś człowiekiem w
czarnym płaszczu i w brązowym kapeluszu. Dużo nie obaczyłam przez to okrycie,
ale za niedługo mogłam się przekonać kto to był. Zdjął szybko kapelusz razem z
płaszczem i odsłonił swoją całą sylwetkę. Stojący obok mnie Lu han wszystko mi
powiedział. To był Azumi. Ktoś przez kogo królowa uciekła przez portal na
ziemie. Znalazł nas! Zaczęłam się
ostro bać. Jeśli on chce od mojej mamy mnie. Ona mu mnie nigdy nie odda. Prawda? Nie sądziłam, że kiedykolwiek zwątpię w miłość mamy. Lu han
chyba poczuł moje zdezorientowanie, bo złapał za moją dłoń uśmiechając się z
czułością. Widać było jak królowa daje mu jakąś torbę. Mężczyzna otworzył ją po
czym wyciągnął z niej fiolkę z fioletowym płynem. Coś było na niej napisane.
Przymrużyłam oczy lecz dowiedziałam się tylko, że jest to znak. Spytałam się Lu
han’a co tam widzi. Odpowiedział, że to czego on chce to nie ja tylko mój dar.
Zdziwiłam się. Powiedział mi też, że mój dar to widzenie przyszłości i
przeszłości, która zdarzyła się przed moim urodzeniem lub przyszłości, która
jest ważna dla moich wyborów i co się
przez nie może stać. Moim znakiem był
fioletowy księżyc. Widywało się go tylko na EXOplanet w okresie urodzin nowej
królowej lub kiedy drzewo życia potrzebowało opiekuna. Kobieta dostała od niego
w twarz. Miałam ochotę tam pójść i postawić go do pionu. Niestety stojący z
drugiego boku Baekhyun mnie powstrzymał. Chyba chciał bym zobaczyła jak moja
mama używa tej samej mocy. Czyli miała każdą z 12 darów danych chłopakom. Jakim cudem ominęła barierę. Czy ja też mam moce? Bycie królową ma
jakieś zalety.
Zaraz potem z cienia wyłoniło się dziesięciu mężczyzn. Ubrani
byli jak żołnierze. Czy pochodzili z EXOplanet? Miałam się tego dowiedzieć.
Bałam się o mamę. Była jedna na 11 osób. Chłopaki mimo tego, że moce nie „działały”
im w środku, postanowili pomóc. Wybiegli z ukrycia natychmiast. Chen wpadł na
pomysł przerwania muru przez co powinna zniknąć ta bariera. Razem z D.O
rozwalili mury. Miał racje magia zniknęła, a oni mieli dowolny dostęp o darów.
Zapomnieli chyba zupełnie o mnie, nie dziwie się. Byli zajęci walką z bardzo
dobrze wytrenowanymi wojownikami. Nie zauważyłam jak ktoś od tyłu zakrada się w moją stronę.
Widocznie zauważył jak wpatrywałam się w bitwę. Jak był w zasięgu mnie, złapał
w pasie i podniósł do góry, tak, że nie dotykałam ziemi stopami. Najpierw się
wyrywałam i wołałam o pomoc. Później mężczyzna zakrył mi usta chusteczką, zemdlałam, rozciął mi
dłoń, a później ramię. Miał próbkę mojej krwi w probówce. Kai zauważył to i od
razu teleportował się do mnie. Człowiek zranił mnie teraz „ostatecznie”,
otworzył portal specjalnym ostrzem i zniknął w mgnieniu oka. Zobaczywszy to
chłopak podbiegł szybko do mnie i donośnie zaczął wołać Lay’a mimo tego, że
ostatnio dziwnie się zachowywał przy nim jak i przy mnie.
***
Jak w końcu mogłam wcześniej wyjść z pracy pobiegłam w podskokach do chłopaków. Dawno
ich nie widziałam, a raczej od połowy tygodnia lecz tęskniłam jakby miało to
być kilka lat. Zadzwoniłam do drzwi pod nr 88 i po chwili otworzył mi z
uśmiechem na ustach Lay. Złapał mnie za nadgarstek i wciągnął mnie do środka
tuląc od razu. Odpowiedziałam mu uściskiem po czym zapytałam się, co się stało?
Odpowiedział, że okropnie za mną tęsknił. Czekał tylko jak ich odwiedzę. Był
taki słodki gdy to mówił, ale jak weszłam dalej do salonu reszta mnie zauważyła
i od razu podbiegli przytulając mnie. Mądrze Lay bardzo mądrze pomyślałam
„duszona” przez wszystkich, no, prawie
Kai’a nie było przy mnie. Zapytałam się ciekawsko, gdzie to go poniosło, i
PSTRYK natychmiast jakby na zawołanie pojawił się na środku pokoju nieopodal
mnie. Sądziłam, że wrócił z jakiegoś zwiadu czy coś, ale się myliłam. Cały czas
patrzył na mnie. Był moim tak zwanym cieniem przez te kilka dni. Dlaczego tylko mnie śledzi? Nie chciał ze
mną przebywać? Oczywiście jak wszyscy, podszedł do mnie, czule i delikatnie
przytulił, jakbym była jego najcenniejszym skarbem. Jednak zaraz to uczucie
minęło. Odkleił się ode mnie i jakby nigdy nic usiadł w fotelu trochę smutny .
Nie wiedziałam o co mu chodzi. Czyżby o
Lay’a? Do nikogo się przez resztę dnia i wieczoru nie odzywał, aż do pory
kiedy miałam już iść. Chłopaki szli już do łóżek. Kai jeszcze siedział w
salonie dalej na fotelu, postanowiłam spytać go o to co mnie cały wieczór
dręczyło.
- Kai, dlaczego nie odzywasz się do mnie, ani do Lay’a.
ODPOWIEDZ! – rozkazałaś jak tylko nie odpowiadał
- Co mam Ci powiedzieć? Że tak się zachowuje, bo jesteś dla
mnie naprawdę ważna. – Chłopak gwałtownie wstał z fotela.
- Że co?! Dla was wszystkich jestem. Co chwile mi to mówicie.
– poczułaś się naprawdę dobrze, gdy to mówiłaś. – nie masz ochoty to nie mów
prawdy. – odwróciłam się na pięcie. Szłam w stronę drzwi. Poczułaś jego rękę na
swojej. Odwrócił mnie do siebie jednym ruchem.
- Mina, naprawdę jesteś dla mnie najważniejsza.- trzymał
swoją twarz bardzo blisko mnie.
- Wychodzisz, czy zostajesz na noc? – Se Hun wyszedł z pokoju
słysząc naszą kłótnie.
***
Obudziłam się na dobrze sobie znanej kanapie, przez lekkie
masowanie mojego policzka. Poczułam jak bardzo boli mnie ręka i szyja. Złapałam
się za nie. Kucając naprzeciwko mnie i trzymając ją w ręce Lay leczył, a ja
poczułam kojące ciepełko. Wreszcie przekonałam się jak działa jego moc. Tą
osobą, która próbowała mnie wzbudzić był
Tao. Miał zakłopotanie i strach wypisany na twarzy. Uśmiechnęłam się do niego
czule. Chciałam wstać lecz od razu upadłam pod wpływem bólu jaki odczułam przez
jeszcze nie wyleczone „skaleczenie”.
Kręciło mi się okropnie w głowie. Nie chciałam jeszcze raz stracić
świadomości więc po prostu powiedziałam, by mi opowiedzieli co się stało. Nie
dało się nie zauważyć, że wszyscy bardzo
poobijani i zranieni siedzieli na kanapie lub gdzie tylko popadnie.
- Nie martw się – szepnął mi do ucha Baekhyun usadowiwszy się
obok mnie zaczął opowiadać. – Gdy Lay i Kai byli zajęci tobą tutaj my dalej
broniliśmy królowej i walczyliśmy – oczywiście musiał się najpierw przechwalać.
Na co ja tylko się uśmiechnęłam. – Nie było ich tak dużo, lecz mieli
zaplanowane co zrobić, gdybyśmy się pojawili. Ktoś musiał zauważyć, że się
przebudziliśmy i powiedział o tym królowi.
- Mieli bombę – kontynuował Kris – nie spodziewaliśmy się
tego. Chyba chcieli się z nami trochę pobawić lub czekali, aż jeden z nich
weźmie od ciebie „esencje”.
- Czekaj, czekaj. Co to jest ta esencja? – spytałam obawiając
się gromiącej odpowiedzi. Nie doczekałam się jej. Chłopak posłusznie
wytłumaczył.
- to jest coś co masz w sobie. Jak tutejsze DNA. Tylko nasze
ma kolor. Dla zwykłego człowieka ma żółty, dla wojownika- niebieski, a dla
króla lub królowej- fioletowy. My mamy purpurową. Nie jesteśmy zwykli dzięki
temu czym się karmiliśmy w dzieciństwie lub w łonie matki.
- kontynuując, zostaliśmy zranieni zaraz po tym jak ty
zostałaś zabrana przez chłopaków. – Chanyeol, chyba chciał być zauważony – chcą
od ciebie życia i co najważniejsze tego byś przeszła na ich stronę, potrzebują
opiekuna dla „drzewa życia”. A królowa jest tutaj więc nie ma kto się nim
zajmować.
-Drzewo umiera. – dokończył Xiumin i spuścił wzrok.
- Trzeba mu pomóc. – zajęczałam czując w gardle igły.
- Co się dzieje, Mina? – Kai natychmiast znalazł się przy
mojej osobie.
Pokazałam tylko na gardło. Stało się. Nie mogłam nic
powiedzieć. Nie przez jakąś chrypę czy chorobę, ale przez ten płyn który
niechcący połknęłam próbując krzyczeć w czasie „porwania”. Lay popatrzył w moją
jamę ustną. Bez słowa i w wielkim
skupieniu poszedł do pokoju, do którego jeszcze nigdy nie wchodziłam. Wrócił
niecałe pięć minut później. Niósł ze sobą kubek z jakąś cieczą. Podał mi ją do
ręki i kazał wypić. Posłusznie jednym łykiem wyduldałam cały. Chłopak
uśmiechnął się widząc jak bardzo mu ufam. Zapytał się:
- Lepiej? – kucnął przede mną i złapał za moją dłoń.
-Raczej Ci nie odpowie. Nie ma głosu. – Baekhyun chciał
zagrać znawcę
- Już lepiej, dziękuje – charknęłam – Co mi podałeś? –
pytająco spojrzałam w głąb kubka.
- To samo. Co dawała Ci matka byś nie zapomniała o planecie.
– Usiadł koło mnie i objął ręką.
- Verolę? Ona na to
też działa?
- To jest lek na naszej planecie. Zażywa się go jako
odtrutkę. Oczyściła twoją krew z ciemnej energii jaką dostałaś od ojca.
- Więc, wychodzi na to, że mama mi ją podawała. Dlatego
czułam się nieswojo na Ziemi. A właśnie, gdzie ona jest? – spojrzałam na
wszystkich po kolei.
- Niestety, zabrali ją tusz po tym jak wybuchła bomba.
Zajmowaliśmy się tobą. Ona sama powiedziała, żebyśmy za żadne skarby jej nie
ratowali. – Kris spuścił głowę. Kto jak kto, ale to nie jest w jego stylu, tak
robić.
-Jak to?! Zginęła? – w jednej chwili się zasmuciłam. Łza mi
spłynęła po twarzy. Lecz Lay od razu mnie utulił i ją zatarł mówiąc mi do ucha
- Nie płacz, ona jeszcze żyje, na pewno. Nie cierpię jak
jesteś tak smutna. Pomogę Ci za to naprawić. – jak tylko to usłyszałam uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego.
- mama Miny miała racje, pasujecie do siebie. – Chen zrobił
minę jakby właśnie przyłapał nas na czymś dziwny lub niestosownym.
Kai zaraz potem pstryknął palcami i już go nie było. Jako
pierwsza to dostrzegłam. Dlaczego zrobiło mi się przykro? Kogo ja w końcu kocham? Lay’a czy Kai’a?
- Spokojnie, zaraz mu przejdzie. – Se Hun uśmiechnął się do
mnie zauważywszy moje zaniepokojenie.
Gdy skończyliśmy tą długą rozmowę, zrobiłam się głodna.
Poszłam do kuchni wcześniej przymykając drzwi, by nie obudzić śpiącego na ziemi
chłopaka. Mówił mi, że tam jest chłodniej przez co lepiej mu się spało.
Wyglądał tak słodko, gdy uśmiechał się przez sen. Robiły mu się taki słodkie
dołeczki w policzkach. Szczerze mówiąc nie spałam jeszcze dlatego, bo jeden z
chłopaków jeszcze nie wrócił. Martwiłam się jak mama, która boi się o swoje
dziecko.
Byłam w trakcie picia czekolady, kiedy całe moje
zaniepokojenie prysnęło. Kai wrócił stanął przede mną dziwiąc się, że śpię u
nich. Też nalał sobie ciepłego napoju i usiadł obok mnie.
- czy ty go kochasz? – spytał się. Patrzył na mnie swoimi
ciemnymi oczami. Hipnotyzował mnie nimi.
- Lay’a? Nie, on jest dla mnie jak brat. Z resztą jak wy
wszyscy. – uśmiechnęłam się usiłując zamaskować moje zdenerwowanie Co się dzieje? Kiedyś rozmawiałam z nim
normalnie, a teraz strasznie się denerwuje.
Chłopak właśnie przybliżył się do mnie. Jeszcze bardziej się
zarumieniłam. Chyba to zauważył, ponieważ uśmiechnął się w ten swój piękny
sposób. Poczułam jak ciarki mnie przechodzą, ale takie przyjemne. Moja twarz
była coraz bliżej jego. Lecz niestety chyba nie było mi dane poczuć smak jego
ust, ponieważ w tej samej chwili Lu Han wszedł do pomieszczenia. Miał zamiar
napić się herbaty. Od razu jak zauważył nas w tak jednoznacznej sytuacji, a
dokładniej jak momentalnie odsunęliśmy się od siebie. Przeprosił. Żeby nie
poczuł się nieswojo, ani ktokolwiek z nas, wstałam z krzesła, podeszłam do niego
i postawiłam wodę na gazie. Przerywając znowu niezręczną ciszę powiedziałam.
- Jak sądzisz, co oni chcieli od mojej mamy?
- Jeśli o mnie chodzi to chcą opiekunki dla drzewa. A skoro
ono umiera, ona też jeśli czegoś nie zrobi. – Lu han stwierdził szukając
odpowiedniej herbaty na półce.
-Ty też możesz umrzeć przez drzewo. Dokładniej nie wiadomo czy
jesteś związana z nim jak matka. Nawet go na oczy nie widziałaś. – Kai pierwszy
raz od kilku minut się rozluźnił.
By: Yoona
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz